Trudno w to uwierzyć, ale w sobotę znowu byłam w Jastarni.
Syn wyjeżdżał z teściową do siostry męża, do Gdyni. Postanowiliśmy ich odwieźć samochodem i przy okazji zostać tam na 3 dni.
Mieliśmy w czwórkę do dyspozycji całe dwupoziomowe mieszkanie. Kasi z mężem nie było przez weekend, mogliśmy więc czuć się swobodnie.
W piątek dojechaliśmy na miejsce ok. 22., a już w sobotę po śniadaniu pojechaliśmy do Jastarni. Droga była bardzo męcząca – okropne korki, które spowodowały że droga z Gdyni do Jastarni dłużyła się niemiłosiernie. Łącznie, w tą i z powrotem, zajęła nam 5 godzin !!.
Nie powiem abym w trakcie jazdy była zadowolona. Jednak sam pobyt w naszym ukochanym miasteczku pozwolił mi odzyskać humor. Niedzielę spędziliśmy w Sopocie na plaży. Spaliłam nos. Wygląda jak latarka i obawiam się że zejdzie z niego skóra. Jednak nic mu już nie zaszkodzi, i tak wyglądam jak łaciata krowa z tymi monstrualnymi piegami. 🙂
Cieszę się, że syn nie musi spędzać całych wakacji pod blokiem, że ma możliwość zmiany klimatu, ale nie lubię się z nim rozstawać. Trzymam fason w momencie pożegnania, śmieję się żartuję, ale potem nie daję rady. Gdy jesteśmy z mężem sami, ryczę jak bóbr. Ech…
I jak się wchodzi drugi raz do tej samej rzeki? Znaczy – morza…? ;o)
a ja w ciągu trzech dni byłem w Karwii, Władysławowie, Chałupach i Jastrzebiej Górze. cudnie tam jest
to normalne że tęsknisz
co do łez, to nie lubię komentować uczuć….
aach…
ale co do piegów, to Ty nie wiesz – droga Mozaiko, że piegi to pocałunki słońca i nie ma się czego wstydzić???