Pokuśtykałam na swoich koturnach do samochodu. Po drodze spadły mi na chodnik kluczyki, do których podczepione jest dziwaczne pudełeczko w tajemniczy dla mnie sposób związane z alarmem. Musiałam je uszkodzić skoro samochód nie reagował na: pik, pik, którego zresztą nie było słychać. Spróbowałam otworzyć normalnie, przekręcając kluczyk w zamku. Niestety, alarm zapiał jak kogut o poranku. Każda moja próba przekręcenia kluczyka w stacyjce kończyła się przeraźliwym wyciem. Na parterze bloku naprzeciwko falowała firanka. Zadzwoniłam do męża, który dwa bloki dalej przecierał dopiero zaspane oczęta: że nie wiem co zrobić, że alarm, że boje się ruszyć kierownice, że, że…że…No dobra, przyjdę, odparł.
Czekając na niego mogłam dojrzeć twarz kobiety zza wspomnianej firanki. Nie wytrzymała. 🙂
Nadszedł mąż, przekręcił kluczyk, odpalił, zgasił, zamknął, otworzył ponownie, odpalił, wysiadł….pokiwał głową. Uśmiechnęłam się wdzięcznie nie rozumiejąc dlaczego rzeczy martwe potrafią być tak złośliwe. Mąż zaczął mówić coś na temat tego, że w ogóle samochodu nie znam, ale potem machnął ręką i kazał jechać. No i pojechałam spóźniając się do pracy jedyne 5 minut. Oczywiście natknęłam się na dyrektora. Ale na szczęście i on, nie był dziś punktualny. Wysypałam kawę – nie trafiłam do kubka. Patrzę podejrzliwie na wentylator.
8 comments to “poranek”
to napewno kubek złośliwie się przesunął
hihihi, jakie to kobiece ;oP
Niebanalnie zaczął Ci sie ..poniedzialek:)
milego dnia:)pa.
…No to zrobiłaś Mozaiko mężowi pobudkę… :-))
uważaj, żeby Ci ta wiertaczka głowy nie urwała:)))
polecam „oszukać przeznaczenie 2”
dokładnie wiem jak to jest
znam złośliowść maszyn
lubią robić mi psikusy
🙂
Hmmm… niektórzy zwykli to nazywać nietomnością, ale może nie trzeba ich słuchać… ;o)))